
Myślę, że każdy kto czytał trylogię Millennium Stiega Larssona nie oczekiwał, że jej kontynuacja dorówna pierwowzorowi. Nie dlatego, że Lagercrantz jest złym pisarzem, wręcz przeciwnie napisane przez niego trzy książki to jedne z lepszych kryminałów, jakie ostatnio czytałam! Jednak z oczywistych względów, nie mają tej samej siły rażenia co pierwsze tomy.
Zasadniczą różnicą między książkami Larssona i Lagercrantza jest to, że pierwszy z nich napisał książki niebędące jedynie sensacyjnymi historiami. Larsson stworzył powieści przesiąknięte szwedzkim klimatem i opowiadające o mniej chlubnym obliczu stawianej często za wzór Szwecji. Udało mu się także stworzyć niezwykłą postać – Lisbeth, wiarygodną, spójną bohaterkę, tajemniczą i intrygującą dziewczynę. Zaś Lagercrantz napisał trzy wciągające kryminały o lżejszym kalibrze, bez tej gęstej, mrocznej atmosfery co w pierwowzorze. Niemniej wymyślone przez niego wydarzenia zbliżające nas do rozwiązania zagadki przeszłości Lisbeth są bardzo interesujące.
W „Mężczyźnie, który gonił swój cień” poznajemy historię dwóch mężczyzn o niezwykłym talencie muzycznym. „Ta, która musi umrzeć” to opis tragicznej wyprawy na Mont Everest. Oba wątki są bardzo ciekawe. Oba łączą się pośrednio z Lisbeth i tajemnicą jej przeszłości. Finałowa część to także elektryzujące spotkanie sióstr Salander.
Nie bardzo podoba mi się kierunek, w którym Lagercrantz rozwinął postać Lisbeth – powoli staje się ona bowiem superbohaterką. W pierwszym tomie „Co nas nie zabije” nie jest to jeszcze tak widoczne, ale w „Mężczyźnie, który gonił swój cień” Lisbeth trochę za mocno wali i za dużo otrzymuje ciosów, z których wychodzi niemalże bez szwanku. U Larssona jej siła polegała na potędze intelektu, niezwykłych umiejętnościach i niekonwencjonalnym, zaskakującym przeciwnika zachowaniu.
Podsumowując: polecam cały cykl. Genialne trzy pierwsze tomy i kolejne trzy świetne kryminały. Zazdroszczę tym, którzy przygodę z sagą Millennium mają dopiero przed sobą!